Ostatni dzień na wyspie nie różnił się od pozostałych, czyli cały dzień w drodze podczas odkrywania kolejnych uroków Majorki! Za ostatni cel obrałyśmy sobie południową część wybrzeża z jej cudownymi miejscami i zatokami. Ta część Majorki nie jest tak zagospodarowana jak pozostałe części wyspy, nie ma tutaj tak wiele turystycznych i rodzinnych atrakcji, ale za to bajkowe zatoczki z pięknymi plażami rekompensują wszystko, a ja osobiście wolę te mniej znane i oblegane przez turystów komercyjne miejscówki. Choć tutaj na każdym kroku natkniemy się na turystę. Kierując się coraz bardziej na południe od Alcudii dociera się do chyba jednej z najładniejszych miejsc w tek okolicy jakim jest CALA FIGUERA , zwana również majorkańską Wenecją o czym dowiedziałam się z przewodnika, a że ja zakochana we Włoszech, a Wenecja będzie zawsze bliska memu sercu nie mogłam się nie zachwycić tym miejscem. Nie znajdziemy tutaj plaż, są za to alejki biegnące po obu stronach wąskiej zatoki, małe domki i rewelacyjne restauracje z przepysznymi owocami morza oraz liczne kafejki, które dodatkowo ze swoich tarasów oferują niezapomniany na długo widok. Pomimo, że znajduje się tutaj kilka hoteli w miejscowości panuje spokojna atmosfera, a do najbliższej plaży trzeba podjechać do Cala Santanyi.
Następnie udałyśmy się w kierunku Cala D'Or, zwanej również Złotą Zatoką, aby odkryć kolejny niepowtarzalny klimat Majorki. Cala D'Or to tętniący życiem kurort, do którego bardzo chętnie przybywają miłośnicy sportów wodnych. Nas skusiły tutejsze plaże i to właśnie na jednej z nich postanowiłyśmy spędzić ostatnie popołudnie na wyspie, ciesząc oczy pięknymi widokami i kąpiąc się w morzu. Najbardziej zaskakująca po tej stronie wyspy, a szczególnie właśnie w Cala D'Or jest architektura, która porównywalna jest do klimatu jaki panuje na sąsiedniej Ibizie (na która a pro po muszę koniecznie się wybrać). Można tutaj podziwiać eleganckie białe domy i rezydencje o charakterystycznych zaokrąglonych rogach, które to właśnie budzą skojarzenie z architekturą typową właśnie dla Ibizy - ponoć, ponieważ jeszcze na własne oczy nie widziałam jak jest na Ibizie, ale jeśli tak jak na Cala D'Or to chcę tam jak najprędzej polecieć. Jeśli chcemy odpocząć od zgiełku turystów to tutaj nam się to niestety nie uda, trzeba się liczyć z dzikimi tłumami na plażach i w restauracjach. No cóż, ale coś za coś. Dla takich widoków i tego klimatu napewno warto tutaj przyjechać.
W tym dniu zwiedziłyśmy również w nieco ekspresowym tępie słynną plażę z bialutkim piaskiem Es Trenc. Nie zabawiłyśmy tutaj długo, bo wiał akurat dosyć silny wiatr, co nie sprzyjało leżeniu na plaży, zwłaszcza iż plaża jest dosyć długa i otwarta co sprawiało, że wiatr był dosyć uporczywy. Trzeba jednak tutaj zaznaczyć, że to kolejne miejsce na mapie Majorki, które różni się od pozostałych. I to jest właśnie piękne na tej wyspie, gdziekolwiek się nie pojedzie, ma się wrażenie, że człowiek jest w innym, całkiem nowym miejscu Europy. Za to ogromny plus dla Majorki!!! Z ogromną chęcią i przyjemnością jeszcze tutaj wrócę, jeśli tylko będzie ku temu okazja. Póki co Majorka pozostaje już tylko cudownym wspomnieniem tej wiosny. Czas odkrywać kolejne nieznane miejsca na świecie...
In
Cap de Formentor,
Lexi Traveler
Majorka dzień III Cap De Formentor, to trzeba zobaczyć! #Must See
Zdecydowanie jednym z miejsc na Majorce, które trzeba zobaczyć jest Cap de Formentor! Prawdziwy Highlight jeśli chodzi o widoki. Przylądek jest najbardziej na wschód wysuniętym punktem wyspy, a droga długa i kręta jest jedną z najbardziej malowniczych tras na Majorce. Dlatego już z tego względu warto się tutaj wybrać. Ogromne, opadające pionowo klify przyprawiające o zawrót głowy oraz zatoczki kryjące się u ich stóp. Te widoki na długo pozostaną w pamięci. Oprócz wspaniałej panoramy, znajdziemy tutaj również kilka równie pięknych plaż, na których niestety nie brakuje jednodniowych turystów, ale i tak warto wybrać się choć na jedną z nich i zrelaksować się oraz zażyć kąpieli morskiej i nacieszyć oko cudownymi widokami.
Swoją podróż rozpoczęłyśmy od naszej bazy docelowej, czyli Alcudii, udając się stamtąd w kierunku Port de Pollenca, dalej podążając już za znakami w kierunku Formentor gdzie po przejechaniu 10 km krętej drogi, mijaniu tysiąca kolarzy dojechaliśmy do celu, który zwieńcza latarnia morska i jej srebrna kopuła, która pręży się dumnie na krawędzi klifu. Niestety nie jest udostępniona do zwiedzania, jest tam tylko kawiarnia, gdzie możemy napić się kawy i przekąsić małe co nieco.
Nie umiałam się napatrzeć na te widoki, miejsce to zrobiło na mnie ogromne wrażenie! Kocham góry, dużo chodzę po górach, ale równie mocno kocham morze, a połączenie górskich szczytów na tle otwartego morza, przyprawia mnie o gęsią skórkę. Także mój zachwyt sięgnął zenitu. Mogłabym przemierzać tą trasę w tę i z powrotem podziwiając te cuda jakimi nasza matka natura nasz obdarzyła. Niestety trzeba było ruszać dalej, co nie oznaczało mniej atrakcyjnych miejsc, wręcz przeciwnie. W drodze powrotnej, zjeżdżając już po malu w dół, co chwile zatrzymywałyśmy się abym mogła probić zdjęcia. Tak, to druga sprawa, oprócz podziwiania widoków, mogłabym je również godzinami fotografować. Dlatego zatrzymałyśmy się na dłużej i zeszłyśmy nieco stromą ścieżką do jednej z idyllicznych zatoczek i przecudownej plaży. Nie jestem pewna, ale chyba to była Cała Figuera. Ścieżka ta zaczyna się zaraz za tunelem (zjeżdżając w dół) Mont Fumat. Sami spójrzcie jak tam pięknie.
Po kolejnym ataku zachwytu i krótkim odpoczynku, udałyśmy się dalej w kierunku słynnej plaży Platja de Formentor, tej z dzikimi tłumami turystów. Byłyśmy poza sezonem, a więc tych tłumów udało nam się uniknąć, choć trzeba przyznać, że turystów o tej porze roku na Majorce nie brakuje i jest już ich znaczna ilość. Zrobiłyśmy sobie tutaj mały chilloucik, a ja nie mogłam oprzeć się pokusie, aby nie wskoczyć do morza, choć woda jeszcze troszkę zimna była, ale na szczęście to nie Bałtyk, więc dało radę.
Na sam koniec zostawiłyśmy sobie punkt widokowy Mirador des Colomer, który jest w sumie pierwszym podczas wjazdu na trasę w kierunku Cap de Formentor, lecz wjeżdżając tam o poranku, były tam tak dzikie tłumy, że postanowiłyśmy sobie zostawić tą atrakcję na koniec dnia, co było idealnym pomysłem, ponieważ pod wieczór już nie było autokarów z wycieczkami i tłumów turystów, więc mogłam na luzie porobić zdjęcia. Atrakcyjność tego miejsca idealnie ujął pewien polak, na którego (chcąc, nie chcąc) natknęłam się podczas spaceru. Jak on to powiedział, cytuję: "O ja pier..., ale tutaj jest spektakularnie". I zgadzam się tutaj z naszym rodakiem w stu procentach! Miejsce spektakularne, zapierające dech w piersiach! Sami oceńcie...
Ciekawa jestem miejsc, które na Was zrobiły tak wielkie wrażenie jak na mnie Cap de Formentor. Piszcie w komentarzach o waszych perełkach na świecie, które warto zobaczyć. Tymczasem życzę Wam wszystkim cudownego weekendu, niech będzie bogaty w podróże te małe jak i duże, bo życie to podróż, a nie poznamy nowych oceanów, nie odchodząc od brzegu.