Jest 21 sierpnia godzina 6:50, mój mąż jeszcze śpi, a ja wymykam się na nasz taras i piszę w dzienniku o tym jak jestem szczęśliwa mogąc być tutaj, tak daleko od domu, w całkiem innym świecie oraz o swoich pierwszych wrażeniach po przybyciu na naszą piękną La Digue. Przy okazji podziwiam piękny wschód słońca i słucham szumu oceanu. Jest cudownie, idealnie - jestem w RAJU! Po śniadaniu, zabieramy nasze wypożyczone rowery i pędzimy przed siebie dalej zwiedzać naszą wysepkę. Jedziemy w kierunku LA PASSE, to tam znajduję się centrum wyspy, po czym odbijamy w lewo i jedziemy w głąb wyspy w kierunku BELLE VUE, gdzie znajduje się znana restauracja ze punktem widokowym na panoramę La Digue oraz najwyższy punkt wyspy sięgający 333 m n.p.m. Wydawało by się, że to wcale nie wysoko, ale przyznać muszę, że trasa tutaj jest stroma i dosyć wyczerpująca, biorąc pod uwagę temperaturę powietrza. Rowery zostawiamy w połowie drogi, dalej idziemy na piechotę.
Podczas wędrówki podziwiam, okolice, to jak żyją tutaj mieszkańcy, ich domy, ogrody, a przy tym całą niesamowitą roślinność Seszeli. Ta wyspa jest tak różnorodna. Z jednej strony bezludne plaże, z drugiej dżungla. Pełno drzew, palm i kwiatów, których w Europie niestety nie zobaczymy. Opłacało się tutaj wejść, widok zapiera dech w piersiach, a restauracja serwuję przepyszne świeże koktajle, które wyciskane są na oczach klientów z lokalnych owoców. Można tutaj poczuć kreolską atmosferę, a przy tym obserwować prawdopodobnie najpiękniejszy zachód słońca. Piszę prawdopodobnie, ponieważ byliśmy tutaj dużo wcześniej, słońce było dosyć ostre, więc światło nie było idealne do zdjęć, więc musicie mi uwierzyć na słowo. Od restauracji droga ciągnie się dalej w górę, prowadząc na szczyt najwyższego punktu na wyspie La Digue. Nie mogliśmy się oprzeć, aby nie pójść dalej. To była nasza pierwsza wędrówka po dzikiej dżungli Seszeli, a na górze czekał na nas niezapomniany widok, który rozpościerał się z granitowych, powulkanicznych skał, których na La Digue nie brakuje.
Po intensywnym spacerze, udajemy się w kierunku plaży GRAND ANSE, która jest naszym dzisiejszym celem i do której bez problemu dojedziemy rowerem, a trasa do niej jest równie niesamowita jak i cała wyspa. Po obydwu strona otacza nas las tropikalny, wyłaniając co jakiś czas domy i miejsca tutejszych mieszkańców. W ten sposób znajdujemy klimatyczna kreolską knajpkę, do której przyciągnął nas zapach przygotowywanego na świeżo jedzonka. Już po tej pierwszej wizycie wiedzieliśmy, że napewno tutaj wrócimy, poza tym właścicielka okazała się tak miła i uprzejma, że mieliśmy ogromną chęć ją jeszcze spotkać i porozmawiać, aby dowiedzieć się ciekawych rzeczy o Seszelach, o których nie przeczytamy w żadnym przewodniku. Po pysznym posiłku jedziemy dalej docierając do jednej z najsłynniejszych plaż La Digue i do punktu MUST SEE jakim jest plaża GRAND ANSE. Znowu się tutaj muszę powtórzyć i pewnie jeszcze nie raz będę, ale plaża ta również zaparła mi dech w piersi, a do oczu zaczęły napływać łzy szczęścia ze wzruszenia. Te miejsca tutaj są niesamowite, sami zobaczycie.
Jeśli będąc tutaj zachce Wam się popływać, to nie jest to dobry pomysł. Mamy tutaj zakaz kąpieli ze wzglęDu na wielkie prądy i rzeczywiście fale tutaj są ogromne. Ledwo można ustać w wodzie po kolana. Idąc dalej w głąb dżungli możemy dojść do kolejnej plaży PETITE ANSE, która mnie równie mocno urzekła. Kupiłam sobie dla orzeźwienia świeży kokos i tak po prostu relaksowaliśmy się na plaży. Tutaj naprawdę człowiek może odpocząć.
To był kolejny dzień pełen wrażeń i pięknych widoków. Niesamowite, że takie miejsca jeszcze na ziemi istnieją. Wracając już w kierunku naszych rowerów, byłam w szoku, jak przepiękna GRAND ANSE została zalana przez ocean i prawie cała plaża zniknęła z powierzchni. To jest właśnie tutaj piękne, natura, czysta natura i jej moc. Miłego sobotniego wieczoru wszystkim Wam życzę i zapraszam na kolejne psoty.
Położona w odległości 50 km od stolicy Seszeli i największej wyspy MAHE, La Digue jest czwartą co do wielkości granitową wyspą Republiki Seszeli oraz trzecią najbardziej zaludnioną wyspą. Żyje tutaj ponad 2 000 mieszkańców, a jej powierzchnia to 10 km kwadratowych. Wyspa ta posiada również swoje wzgórze Nid D'Aigles, które wznosi się 333 m n.p.m i zajmuje środkową część lądu. Teren równinny występuje tylko w zachodniej części wyspy, gdzie znajduje się przystań oraz największy skarb La Digue - ANSE SOURCE D'ARGENT. Ta zachwycająca swoim naturalnym pięknem plaża rozciąga się na długości 3 km i otoczona jest granitowymi blokami skalnymi o imponujących rozmiarach i kształtach. Ogromne, położone jedna na drugiej skały momentami dają wrażenie, jakby miały zaraz zwalić się wszystkie prosto do nieziemsko turkusowego oceanu. Skały te w zależności od pogody i konta padania promieni słonecznych przybierają różne barwy, od różowej po szarą. To tutaj ciągną tłumy turystów i fotografów, zaraz po przybyciu na wyspę. Jest to również jedna z najchętniej fotografowanych plaż świata. Nie dziwie się! Jako amatorka fotografii, to miejsce urzekło mnie od pierwszego wejrzenia. To również tutaj odbywają się ceremonie ślubne. Również nie było to dla mnie zaskoczeniem ponieważ miejsce to jest jak z bajki, prawdziwy raj, a widoki po prostu onieśmielają. Choć ciekawostką jest, że turyści z całego świata przyjeżdżają specjalnie na Seszele aby wziąć ślub w raju, a sami kreolczycy nie biorą ślubów nawet do 50 r.ż. ponieważ uważają, że z życia trzeba korzystać, pomimo iż w większości naród ten jest wyznania katolickiego. Co widać i słychać na codzień z tutejszych kościołów. Zakładają również rodziny, ale do małżeństwa nie jest im śpieszno. Wracając do słynnej plaży, nie znajdziemy tutaj promenady i licznych restauracji czy barów, nic z tych rzeczy. Promenadę stworzyła tutaj matka natura. Wzdłuż plaży ciągnie się wąska ścieżka wsród dżungli, porośniętej ogromnymi palmami i innych rodzajów drzew i roślin, których nie znam i sama pierwszy raz widziałam na oczy oraz otoczona wyżej wspomnianymi skałami granitowymi. Po przejechaniu parku L'Union Estate, przez który prowadzi droga do tej bajecznej plaży dojeżdżamy w okolice gdzie znajduje się jedyna restauracja w okolicy, przy której trzeba zostawiamy rowery i dalej idziemy już na piechotkę. Po przejściu kilkunastu metrów, zaczyna się droga o białym jak mąka piasku,a oczom ukazują się ogromne skały, za którymi czeka na nas widok zapierający dech w piersiach... zresztą więcej chyba nie muszę pisać wystarczy, że zobaczycie ten wspaniały cud natury na zdjęciach! Czyż tam nie jest wspaniale? Oceńcie sami...