LA DIGUE, Island of Respect!

23:15

Dokładnie dzisiaj mija równo miesiąc od wylotu w jedno z najpiękniejszych miejsca na świecie jakie było mi dane zobaczyć. Na samą myśl i wspomnienie o tym, kręci mi się łza w oku ze wzruszenia. 19 sierpnia, pobudka o 7 rano, szybkie pakowanie reszty potrzebnych rzeczy, śniadanie i GO, na lotnisko. Po długim wyczekiwaniu na wylot (ETIHAD Airlines nie popisał się jakością swoich usług, niestety) krótko po godzinie 13-stej wzbiliśmy się ponad ziemię. Przed nami około 6-cio godzinny lot do Abu Dhabi, a następnie drugie 6 godzin oczekiwania na kolejny lot już w kierunki MAHE na Seszelach. Emocje sięgają zenitu, radość nie do opisania oraz nie dowierzanie, że spełnia się właśnie jedno z marzeń życia. Na pokładzie samolotu do Abu Dhabi w większości arabskie rodziny, a wszędzie w koło unosząca się atmosfera ich kultury i religii, która fascynuje mnie odkąd pamiętam i wzbudza ogromne zainteresowanie i chęć zrozumienia ich sposobu życia. Zajmuję swoje miejsce w samolocie, a w rzędzie obok siada pewna nastoletnia arabka, która nie spuszcza ze mnie wzroku i obserwuje mnie z takim samym zainteresowaniem jaki ona wzbudziła we mnie, cały czas mile uśmiechając się do mnie i między czasie serfując na swoim iPhonie. Obok mnie usiadła przemiła Niemka, z którą szybko nawiązałam kontakt, dzięki czemu oprócz oglądania filmów lot minął mi na konwersacji z nią. Kolejny powód za co uwielbiam podróże, zawsze pozna się na swojej drodze kogoś mniej lub bardziej interesującego, kto nas zainspiruje lub sprawi, że dana podróż nabierze jeszcze większego znaczenia oraz wartości. Po około 17 godzinach w podróży i dosyć turbulentnym locie. Podczas przekraczania równika nieźle nas wytrzęsło, do tego zmiany strumienia powietrza i pora monsunowa nad oceanem indyjskim i dwie godziny turbulencji jako atrakcja, której osobiście nie cierpię i oblatuje mnie wtedy strach i myśli rodem z najgorszego horroru. Chyba muszę przestać oglądać Katastrofy w przestworzach hahah. W każdym bądź razie bezpiecznie wylądowaliśmy rano około godziny 9-tej na MAHE, największej wyspie Seszeli, na której również znajduję się stolica Republiki Seszeli, VICTORIA. Lecz to jeszcze nie koniec naszej drogi, ponieważ naszą seszelską przygodę zaczynamy od najpiękniejszej wyspy, jaką jest La Digue, na która można dostać się jedynie płynąc statkiem. A więc z lotniska jedziemy do portu, który znajduję się już w Victorii, a stamtąd płyniemy na Praslin, drugą co do wielkości wyspy Seszeli, po godzinnym rejsie przesiadka na mniejszy statek i jeszcze 20 minut rejsu, aby dotrzeć na La Digue, które już po zejściu z łodzi zrobiło na mnie ogromne wrażenie i od razu się wzruszyłam. Widok, który tam na mnie czekał przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Zresztą sami zobaczcie.

W samym centrum wyspy wita nas wielki plakat z jej wyspy oraz mottem Welcome to LA DIGUE, ISLAND OF RESPECT. I nie są to słowa rzucone na wiatr, na Seszelach liczy się dla ich mieszkańców przede wszystkim Szacunek, Harmonia, Pokój oraz Wolność, co odczuwamy tutaj na każdym kroku. Ludzie są tutaj uprzejmi, pomocni, tolerancyjni i szanują siebie nawzajem oraz wszystkich i wszystko w koło. Niesamowite jest to w jak ogromnej harmonii żyją tutaj z naturą. To ona nadaje tutaj bieg życiu, a nie odwrotnie. Tutejsze społeczeństwo żyje w zgodzie z matką naturą i dostosowuje się do niej i jej warunków. Interesujące jest obserwowanie jak ocean wyznacza godziny korzystania z danej plaży, nad ranem możemy zaobserwować większość rafy koralowej, odkrytej na plaży, a już od godziny 16 woda potrafi zalać całe plaże i nici z dalszego wylegiwania się i opalania. LA DIGUE położona jest ok. 50 km od Mahe i 4 km od Praslin i jest czwartą co do wielkości (10 km kwadratowych powierzchni) i trzecią co do zaludnienia (ponad 2 000 mieszkańców) granitową wyspą Seszeli. Życie tutaj płynie w wolnym tempie, nikt się nie śpieszy bo w sumie nie ma po co, pracę tutaj wykonują wszyscy na pełnym luzie, co się udziela. Człowiek tutaj naprawdę odpoczywa od wszystkiego, a szczególnie od zgiełku miasta i tego ciągłego wyścigu szczurów, w którym każdy z nas w Europie bierze udział każdego dnia. Na La Digue tego nie ma, życie tam płynie swoim własnym tempem, a ludzie sprawiają wrażenie beztroskich, ale przede wszystkim szczęśliwych. Wszędzie w koło słychać muzykę reagge, widać biegające dzieci oraz młodzież. W koło posiadłości każdy coś robi, pracuję i zarabia na życie, a to budując łodzie lub łowiąc ryby. Jakakolwiek praca wykonywana jest tutaj z dostojną powolnością, a jakość usług na wyspie jest naprawdę wysokiej jakości.
Jak na taką małą wyspę, która zjedziemy rowerem jest ona bardzo dobrze rozwinięta. Jest tutaj wiele sklepów spożywczych, w których dostaniem lokalne oraz nawet europejskie produkty. Ci którzy wybiorą tzw. Self Catering, bez problemu będą tutaj wstanie samodzielnie zaopatrzyć się w potrzebne produkty. Na La Digue znajduję się również Komenda Policji, Straż Pożarna, Lokalna Służba Zdrowia, szpital, wypożyczalnie rowerów oraz kilka restauracji i sklepów z pamiątkami. Naprawdę wystarczająco jak na taką powierzchnię. Najbardziej urzekło mnie na tej wyspie, że prawie nie ma tutaj aut, nie ma takiego ruchu jak w europejskich miastach. Jeżdżą mini ciężaróweczki, które dostarczają towar hotelom i sklepom oraz restauracjom oraz mini busy wożące turystów do hoteli i innych kwater, ale głównym środkiem transportu jest tutaj ROWER, którym dojedziemy prawie wszędzie. Prawie, ponieważ aby odkryć te niedostępne dla wszystkich cudowne miejsca i plaże trzeba trochę więcej wysiłku, ale o tym w innym poście. Rowery królują tutaj od lat 70-tych jak tylko zaczęła rozwijać się tutaj turystyka. Mieliśmy ogromne szczęście i udało nam się poznać rodowitą z krwi i kości kreolkę urodzoną na La Digue, której rodzina jako pierwsza w tych latach sprowadziła rowery na La Digue. Teraz rowery dostępne są w każdym hotelu, znajdziemy tutaj też wypożyczalnie, gdzie bez problemu możemy wypożyczyć rowery na dzień lub dłużej. Nikt tutaj się nie martwi o ich zabezpieczenie, ponieważ każdy tutaj się zna i wie skąd dany rower jest, więc nie ma obaw, że zostanie ukradziony. Pod tym względem La Digue jest bardzo bezpieczne.
Powyżej kilka zdjęć z życia codziennego seszelczyków i nieco inne widoki. Seszele to jeden z bogatszych krajów Afryki, gdzie bieda nie rzuca się tak w oczy. Owszem standard życia mieszkańców wyspy jest nieco inny niż znamy z Europy, co wynika raczej z tego iż wyspa ta nie jest jeszcze tak wysoko rozwinięta. Z roku na rok przybywa turystów oraz inwestorów, co motywuje mieszkańców do dalszego rozwoju z duchem płynącego czasu. Lecz wszystko ma swoje plusy i minusy. Wyraźnie widać, że mieszkańcy Seszeli chcą się rozwijać i czerpać z zachodnich przywilejów lecz co za tym idzie? Wyspy te są coraz bardziej narażone na wpływy człowieka na czym cierpi natura. Niestety człowiek potrafi zniszczyć wszystko co napotka na swojej drodze, co widać na tutejszych plażach. Mieszkańcy wysp dbają o to miejsce jak tylko umieją, walcząc ze śmieciami, lecz nie którzy turyści wciąż nie zwracają na to uwagi i nie dbają o czystość naszej planety oraz tak wyjątkowych oraz narażonych miejsc. Wyspy Seszeli zyskują największy urok tym, że nie ma tam zbyt wielu turystów, co sprawia, że człowiek czuje się tam wyjątkowo oraz momentami jak na bezludnej wyspie. Na zdjęciach wyżej możecie zobaczyć naszą wycieczkę w głąb wyspy, gdzie wspinaliśmy się do jednego z barów, położonych wysoko w górach, a droga, która tam prowadziła była stroma i kręta. Po drodze mogliśmy podziwiać roślinność Seszeli, która wręcz zachwyca oraz zobaczyć posiadłości tutejszych mieszkańców, które wyraźnie różnią się od tych, które człowiek widzi w Europie. Po chyba godzinie wspinaczki w upale, zlani potem docieramy do słynnej restauracji z najlepszym widokiem na wyspie La Digue gdzie zamawiamy sobie świeżo wyciskany sok z lokalnych owoców. Niebo w gębie! Pijąc podziwiamy widok na zatokę wyspy, po czym ruszamy dalej w głąb dżungli, ponieważ chcemy wspiąć się na jedna z granitowych, powulkanicznych skał, z jakich powstały wyspy Seszeli.
Będąc na tej wyspie, życie nabiera całkiem innego znaczenia. Przemili ludzie, bogaci w spokój i radość. W koło sama natura nieskalana ręką człowieka. Czego chcieć więcej?! Jestem ogromnie szczęśliwa, że było mi dane być w tym miejscu i poczuć ich niecodzienny klimat. Do La Digue jeszcze wrócę z postem, w którym opiszę miejsca, które trzeba zobaczyć, to tutaj znajduję się jedna z najpiękniejszych plaż świata, wpisana na listę UNESCO oraz rzeczy, które warto zrobić będąc tutaj. Tymczasem piszcie w komentarzach, jakie Wy już marzenia podróżnicze spełniliście i o jakich jeszcze marzycie???

You Might Also Like

0 komentarze

Popular Posts

Like us on Facebook

Flickr Images

Subscribe