Sukienki maxi od zawsze królują w mojej szafie. Uwielbiam je, szczególnie te letnie i niezobowiązujące. Uważam, że dodają nam kobietom dziewczęcości oraz uroku osobistego. Na dodatek są zwiewne, wygodne i idealne na upalne, letnie dni. Latem szczególnie uwielbiam biel, moja szafa wręcz pęka od białych sukienek, bluzek i koszul, najlepiej czuję się w tym kolorze, ale nie lubię nudy w swojej garderobie dlatego sporo w niej także kolorowych rzeczy. W tym poście chcę Wam przedstawić kolejną moją letnią stylizację z sukienką maxi w roli głównej. Zdjęcia zrobione spontanicznie podczas testowania nowego obiektywu, na dodatek zaczął padać deszcze, co nam jednak nie przeszkodziło aby zrobić małą sesję na tarasie. Chyba jedna z ładniejszych sesji, wyszły z tego naprawdę ładne zdjęcia, a to za sprawą właśnie sukienki, która idealnie wpisała się w tło naszego tarasu. Tą kwiecistą hiszpankę dorwałam nie dawno w nowej kolekcji H&M i przyznam szczerze, że nie byłam do końca przekonana, ale jak to ja, czasem muszę zobaczyć efekt na zdjęciach w pełnej okazałości i dopiero wtedy mogę stwierdzić czy podoba mi się czy nie. I w tym przypadku właśnie tak było. Teraz wiem, że będzie idealna na upalne dni we Włoszech lub Chorwacji. Przede mną jeszcze dwa wyjazdy wakacyjne, a takie sukienki sprawdzają się u mnie idealnie. Musi być zwiewnie i wygodnie. Jak już pewnie zauważyłyście w sezonie letnim wszędzie królują kwiaty, co prawda nic odkrywczego jak na sezon wiosna - lato, ale ja bardzo lubię ten motyw, szczególnie w tym letnim okresie. Dlatego będzie idealna jak już moje wszystkie białe sukienki mi się znudzą.
Przyznam szczerze, że obawiałam się komercyjności tej wyspy. Koh Samui jest czwartą co do wielkości wyspą Tajlandii, kiedyś nieznana rajska wyspa, szybko stała się ulubionym miejscem wypoczynkowym wielu turystów. Swój boom turystyczny przeszła w latach 80 i 90 XXw. gdzie nastąpił ogromny rozwój tego niegdyś prawie bezludnego skrawka ziemi. Tropikalny klimat, pocztówkowe widoki rodem z rajskich filmów, białe piaszczyste plaże i kołyszące się palmy szybko przyciągnęły ciekawych świata turystów. Przyjaźnie nastawieni, zawsze uśmiechnięci i chętni do pomocy miejscowi sprawiają, że łatwo tutaj poczuć się jak u siebie i z ciężkim sercem jest opuszczać to miejsce.
Na wyspie Koh Samui spędziliśmy dwa dni i szybko doszłam do wniosku, że to zdecydowanie za krótko. Przylatując do Tajlandii trzeba pogodzić się iż będziemy opuszczać ten kraj z ogromnym niedosytem. Co jest piękne ponieważ daje nam powód aby tutaj jeszcze wrócić. Poza tym ja zawsze powtarzam, że lepiej czuć niedosyt niż przesyt. Na Samui zatrzymaliśmy się przy jednej ze słynnych plaż Lamai znajdująca się po wschodniej części wyspy. Niestety dwa dni to naprawdę za mało, żeby odwiedzić wszystkie polecane miejsca, dlatego my skupiliśmy się na wschodniej części, którą zwiedziliśmy wynajętym w hotelu skuterem, jazda tym jednośladowcem należy tutaj do atrakcji i jest wręcz obowiązkowa.
Wielkie wrażenie zrobiła na mnie wioska rybacka Bophut - Fischerman’s Village, która została założona przez Chińczyków, którzy osiedlili się tutaj i zajęli rybołówstwem. Podczas spaceru wąskimi uliczkami między starymi drewnianymi budynkami można poczuć dawną atmosferę tego miejsca. Poza tym poczujemy tutaj również typowo turystyczny klimat, domy chińskich rybaków przerobione zostały na hotele, restauracje, kawiarnie oraz sklepy z pamiątkami. Tak czy inaczej klimat tutaj jest wyjątkowy, nowoczesność łączy się ze starą tajską kulturą, którą możemy podziwiać podczas pysznego posiłku w lokalnej knajpce. Mnie najbardziej do gustu przypadł bar COCO TAMS, przy którym zamiast wysokich hokerów możemy pobujać się na huśtawce lub pochillować na wielkich poduchach na plaży. Lokal posiada również elegancką część restauracyjną, z której również roztacza się niesamowity widok na morze gdzie możemy podziwiać rajskie zachody słońca, a do tego w tle klubowy klimat u moją ulubioną muzyką, Jak dla mnie miejsce idealne, nie chciałam stamtąd odejść.
Drugiego dnia odwiedziliśmy plaże Chaweng najsłynniejszą na całej wyspie, która jednak nie zrobiła na Nas większego wrażenia, plaża jak plaża, długa i zatłoczona, zdecydowanie wolimy te mniej komercyjne, co jednak nie znaczy, że plaża nie jest piękna, jest tutaj równie rajski jak i w innych zakątkach Samui. Przespacerowaliśmy się również ruchliwą Soi Green Mango oraz Soi Reggae, gdzie wieczorami to tutaj życie nocne rozkwita, a muzyka gra do późnych godzin nocnych albo raczej porannych. Tego dnia pojechaliśmy odwiedzić również Wielkiego Buddę, który spogląda na nas wysoko z góry i robi ogromne wrażenie oraz jego świątynie Wat Phra Yai. Miejsce jak z bajki, nie mogłam wyjść z podziwu. Ostatni dzień zakończyliśmy w Coco Tams, pijąc zimne Mojito i podziwiając przepiękny zachód słońca. To miejsce zapadło głęboko w moim sercu.
Podsumowując, Tajlandia wywarła na mnie ogromne wrażenie i spełniła moje wszystkie oczekiwania oraz pozytywnie mnie zaskoczyła. Spełniłam moje kolejne długo wyczekiwane marzenie podróżnicze i jestem ogromnie szczęśliwa, że tutaj przyleciałam. Wręcz nie umiem opisać jak bardzo szczęśliwa jestem, że choć trochę poznałam ten kraj, że musnęłam odrobinę tej niezwykłej azjatyckiej kultury. I wiecie co? Azja jest wspaniała i chciałabym tam wrócić jak najszybciej. To niesamowite ile ten kontynent ma jeszcze do zaoferowania oraz ile pięknych miejsc jest do odkrycia. Ten rozgardiasz, miliony ludzi na ulicach, tak wiele różnych kultur, pyszne street foody, świątynie… kocham świat, kocham być w samym środku tego młynu, a Tajlandia właśnie sprawiła, że czułam się jak u siebie. Pomimo, że jednak daleko od domu to sercem i ciałem tam gdzie być powinnam, czyli w podróży, kolejnej podróży życia, za która jestem niezmiernie wdzięczna!
Narodowy Park Khao Sok, jest często pomijanym przez turystów miejscem na mapie Tajlandii, a nie słusznie. Plus taki, że nie ma tutaj wielu turystów i w ciszy oraz spokoju można spędzić miło czas, odpoczywając i relaksując się w samym środku dżungli. Lecz Ci, którzy świadomie omijają to miejsce niech już zaczną żałować, a Ci, którzy planują wyjazd do Tajlandii, niech koniecznie zapiszą sobie to miejsce na swoją Bucket List.
Park Narodowy Khao Sok uznawany jest za jeden z największych obszarów dziewiczego lasu deszczowego w Tajladnii. Jest starszy i bardziej zróżnicowany ekologicznie niż deszczowa puszcza amazońska. Przed milionami lat jedna wielka dżungla sięgała od Tajlandii aż po Australię i to właśnie z niej pozostał fragment puszczy Khao Sok oraz większe połacie w Malezji.
Dostęp do Parku jest bardzo łatwy, turyści wybierający się na Phuket lub Wybrzeże Krabi łatwo tutaj dojadą, czy to z wycieczką z biura turystycznego czy też wynajętym autem. Dzięki temu iż obszar nie jest często odwiedzany, łatwiej utrzymać naturalny charakter dżungli, a wyprawy sprawiają więcej przyjemności na mniej obleganych przez turystów szlakach. Khao Sok to dzika dżungla i ukryte w niej liczne ścieżki, ukryte strumienie, zamieniające się w rwące rzeki, tajemnicze jaskinie, urzekające wodospady oraz zatopione w zieleni wapienne klify.
My naszą wyprawę zaczęliśmy od spływu kajakiem na rzece Sok, podziwiając jeden z najbogatszych ekosystemów Tajlandii, tysiące nieznanych gatunków roślin i wypatrując jadowitych węży, które udało nam się zobaczyć. Podczas spływu w połowie drogi zatrzymaliśmy się aby wdrapać się do jednej z jaskiń, pełnej nietoperzy i pająków… brrrrr. Przy jaskini, w samym środku dżungli, tutejsi mieszkańcy gotowali wodę w… bambusie i podawali kawę lub herbatę również w bambusowych kubkach, które mogliśmy sobie zabrać na pamiątkę i tak też zrobiliśmy, najlepsza pamiątka z podróży. Następnie popłynęliśmy dalej wzdłuż rzeki. Na końcu czekał na Nas przepyszny tajski obiad z panoramicznym widokiem na Park. Następnie udaliśmy się do świątyni małp, gdzie mogliśmy je podziwiać z bliska ponieważ biegały nam wokół nóg jak kociaki, potem czekał na nas kolejny panoramiczny widok, aż na koniec dotarliśmy do Sanktuarium Słoni, gdzie poznaliśmy 30-letniego słonia - Maliego, którego umyliśmy w dzikiej rzece, a potem nakarmiliśmy. Tego typu sanktuaria słyną również z trekkingu na słoniach przez dżunglę, co mnie bardzo irytuje. Sami mieszkańcy i pracownicy mówią, że nie powinno wykorzystywać się słoni do tego typu atrakcji, ale sami oferują tego typu wycieczki, ponieważ chcą zarobić, zarobić nie tylko na swoje życie, ale również na utrzymanie sanktuariów. A ja Wam chcę napisać, że podczas pobytu w Tajlandii lub innych azjatyckich krajach, żebyście nie korzystali z tego typu atrakcji. Dla tych zwierząt to żadna atrakcja, wręcz katorga!!! Za nim wejdziecie na słonia pomyślcie o tym jakie te zwierzęta muszą przejść straszne tortury, aby mogły Was te kilkanaście minut powozić na swoich grzbietach. Zdecydowanie jestem na NIE i strasznie wkurza mnie jak widzę w przewodnikach czy biurach turystycznych tego typu oferty. Chcecie zobaczyć słonia w jego naturalnym środowisku to idźcie go wykąpać i nakarmić, one to uwielbiają, szczególnie jak wciera się w nie ziemię z rzeki, która służy za pieeling.
Do Parku Khao Sok warto wybrać się na 2-3 dni, fascynujące jest tutaj jezioro Chiao Lan, gdzie pełno zatoczek i fiordów, po którym rejs stanowi niezapomniane przeżycie. Możemy tutaj zarezerwować sobie nocleg w hoteliku na tratwach lub w domkach na drzewach na skraju dżungli. My spędziliśmy tutaj tylko jeden dzień, ale za to był nie zapomniany, następnym razem gdy będę wybierała się do Tajlandii napewno zaplanuję tutaj dwa dni. Niezwykłe miejsce godne odwiedzenia. Sami zobaczcie.